Stary Stary
1908
BLOG

Zaszłości

Stary Stary Polityka Obserwuj notkę 70

Piotr Gliński obwieścił, że wiceministrem w jego resorcie będzie Jacek Kurski. Trudno się oprzeć uczuciu przeżywania swoistego deja vu. Kiedy w rządzie Leszka Millera ministrem kultury został Andrzej Celiński, człowiek spoza rządzącego wtedy środowiska politycznego, wiceministrem w jego resorcie uczyniono Aleksandrę Jakubowską, nazywaną lwicą lewicy. Przepraszam, on sam ją zapewne powołał na stanowisko lub tylko wnioskował o to, bo chyba właśnie wyskoczył był na urlop lub do jakiejś kolejki po mięso, czy inny pasztet. Minister Gliński najwyraźniej w podobnym trybie ustanowił wiceministra, nie nazywanego wprawdzie lwem, ale również mogącego się poszczycić różnymi pseudonimami. 

Analogie pewnie będą dalej posunięte. Publiczne wypowiedzi ministra Celińskiego były skąpe i nasycone charakterystycznym dla niego klimatem nieoznaczoności. Popierał bowiem swoją nową formację, ale jakoś tak nie proletariacko. Podobnie jak nasz obecny wicepremier i minister, który jeszcze jako kandydat na technicznego premiera się niepewnie wypierał stypendiów demograficznych, dziarsko obiecanych przez ministra finansów, którego „sam wytypował” w swoim technicznym gabinecie. Na pewno więc teraz jego inteligencką niepewność uzupełnią pozbawione wątpliwości wypowiedzi wiceministra, dzięki barwnemu językowi, dużej inteligencji i zupełnemu brakowi skrupułów zawsze chętnie goszczonemu w mediach.  

Jakoś się tak składa, że również władza podlega regułom ruchu falowego. Jej kulminacje wypadają w co drugim stopniu. Kiedy więc suweren mianuje pełnomocnika w jakimś obszarze swej domeny, ma on raczej funkcję reprezentatywną, prawdziwe zaś rządy spoczywają w rękach zastępcy mianowańca, bo ten z różnych powodów nie mógł otrzymać nominacji.  Jak widać rzecz dotyczy nie tylko najważniejszych osób, te wszakże mają kilku pomocników tego typu, ale i ich podwładnych. Rzecz ma solidną, sprawdzoną tradycję. Wystarczy przypomnieć historię Ignacego Mościckiego lub raczej Stanisława Mikołajczyka, który w ostatniej chwili uniknął losu demokratycznie jeszcze ustanowionych szefów rządów państw już komunistycznych.

Wydaje się poza tym, że przydomki przymusowych akolitów tymczasowych faworytów władzy znakomicie ilustrują marksowską maksymę o historii, powtarzającej się jako farsa. Przynajmniej niektóre.

Deja vu, nie ma dwóch zdań. Chociaż, może niezupełnie. Nieprędko chyba padną słowa: „W PiS nie ma refleksji nad porażkami, tłumi się krytykę i dyskusję nad popełnionymi błędami, nie wyciąga wniosków. Z wyborów na wybory jest tak samo, tyle że jeszcze bardziej. (…) Prezes mianuje komisarzy. Kolonia karna".

Stary
O mnie Stary

Nie chce mi się zmyślać, nic więc nie napiszę, bo w rzeczywistości jestem antypatycznym typem.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka