Jak będą wyglądały ewentualne rządy PiS? Można się tego dowiedzieć analizując stan gospodarki samorządów wojewódzkich. Poszczególne z nich są przecież w różnym stopniu zamieszkiwane przez zwolenników naszych największych partii politycznych. Kiedy się mniejsze ugrupowania pozostawi w tle, wyraźniej widać co preferują dwie najsilniejsze formacje.
Okazuje się, że najwięcej kosztują swoich obywateli samorządowe administracje Warszawy, Opola i Wrocławia. Każdy z nich płaci rocznie na utrzymanie urzędu odpowiednio 465, 381 i 378 złotych. Najmniej płacą mieszkańcy Bydgoszczy, Poznania i Torunia - 244, 241 i 213 złotych rocznie. Im droższe dla obywateli miasto, tym bardziej zdecydowanie stoi przy swojej „rozrzutności”. W ostatnich więc dwunastu latach Warszawa i Opole są zawsze drogimi miastami, a najbardziej zmiennym w zajmowanym miejscu jest w tym samym czasie zajmujący pośrednie miejsce Kraków i Lublin oraz najbardziej „oszczędny” Toruń.
Okazuje się też, że tania dla swych obywateli Bydgoszcz, ale też Gdańsk i Kraków są najbardziej zadłużone w stosunku do swoich dochodów, Opole zaś, czwarte po najdroższej trójce Katowice i dosyć oszczędzające mieszkańców Kielce mają najmniej długów w stosunku do dochodów. Przy tym wszystkim widać jednak, że wydatki inwestycyjne są mniej finansowane z deficytu budżetowego „drogich” samorządów, a bardziej tych "tanich".
Jak się rzeczone wielkości zestawi z informacjami o poparciu dla poszczególnych kandydatów na prezydenta w ostatnich wyborach, to się z prostego wyliczenia statystycznego okazuje, że wszystkie się one zachowują tak, jak by w nich popierano raczej PO. Aliści poszczególne miasta są bardziej i mniej politycznie jednolite. Najoszczędniejsze miasta są też najbardziej pisowskie. Toruń w 44%, zaś Poznań i Bydgoszcz w 38. Przeciwny biegun zajmująca Warszawa jest w 100 procentach platformerska, Wrocław i Katowice w 88.
Z całego tego zestawienia by wynikało, że PiS ma stosunkowo małe wpływy na gospodarkę. Generalnie zaś jest oszczędny w wydawaniu pieniędzy, ale i chętny do zaciągania długów. Jest też mniej konsekwentny, co skutkuje skokami nakładów na administrację. Inwestycje też darzy niezbyt raczej wielką estymą.
W sumie więc na wypadek objęcia rządów przez PiS mielibyśmy zapowiedź pozostawienia gospodarki raczej w rękach wykształciuchów, którzy się będą starali działać oszczędnie, zachowawczo i parafrazując Dorna można stwierdzić, że tym samym będą platformerscy, „ale jeszcze bardziej”. Wzrost gospodarczy zazna w tych warunkach stagnacji, a nadzieje wykluczonych zawodu.
Gospodarka więc w państwie zarządzanym przez Prawo i Sprawiedliwość będzie się toczyć siłą inercji, słownymi raczej deklaracjami odzierana z motywacji do wzrostu. Ponieważ ona decyduje o wszystkim, to i cała polityka będzie rozlazła niczym wieśmak, na srogi warszawski rozkaz dostarczony przez policjantów do pociągu niezaradnemu dygnitarzowi.
Komentarze