„Reszta jest milczeniem”.
[Szekspir]
Polski film otrzymał Oskara. Po raz pierwszy w historii naszej kinematografii. I rozpętało się piekło. Nie pierwszy raz.
Z jednej więc strony mamy charakterystyczny wykwit intelektu „prawdziwego Polaka”, patrioty: To nie jest sukces polskiej kinematografii, to jest sukces antypolskiej kinematografii.
Z drugiej przedstawicielka Żydowskiego Instytutu Historycznego powiada, że sylwetki obydwu bohaterek są ukształtowane na zasadzie stereotypów: żydowskiej, komunistycznej k*rwy, której "przydarzył się" Holocaust i dziewicy, "zmywającej" swoje niekatolickie pochodzenie w klasztorze.
Pomiędzy tymi skrajnościami mamy znakomite przedstawienie przemijania, rezygnacji, wspaniale skomponowane na tle piwnicznej szarzyzny i przygniatającego prymitywizmu czasu dyktatury „ludu pracującego miast i wsi”, okraszone nieśmiałym przebłyskiem miłości.
Bo byli Polacy, mordercy Żydów i byli też Żydzi, komunistyczni funkcjonariusze. Nade wszystko jednak była polska społeczność, której niegdyś istotnym składnikiem były mniejszości, także żydowska. Taka bowiem była Rzeczpospolita, co ich zgromadziła, bo w czasie tolerancji przewodziła ludom mieszkającym na obszarze większym od Imperium Rzymskiego [Norman Davies] popadła zaś w nicość odmawiając praw innowiercom.
I ta niegdysiejsza Polska ostatecznie zatrzasnęła wieko swego grobu żegnana nie tylko werblem akowskich rozpylaczy w Powstaniu Warszawskim, ale też upokorzeniem jej obywateli, długo jeszcze i anonimowo opuszczających świat, obojętny ich cierpieniu. O tym drugim się nie pamięta, nie jest bowiem właściwe dumnej tradycji Żołnierza Niezłomnego. I wydobycie z zapomnienia oraz pokazanie światu patosu tego aspektu naszej przeszłości jest główną zasługą filmu. Urodę zaś prezentacji doceniła amerykańska Akademia Filmowa.
I to w zasadzie wszystko.