Stary Stary
587
BLOG

Wola

Stary Stary Kultura Obserwuj notkę 32

W Wólce Kosowskiej znaleziono tonę mięsa, z którego część może pochodzić od psów, bo zaopatrywały się tam orientalne bary. Rzecz zostanie zbadana i jeżeli się podejrzenia potwierdzą, zapewne nieszczęśni właściciele zakwestionowanego dobra odpowiedzą przed sądem. Kiedy zaś zostaną ukarani, będą nosić w sobie poczucie niesprawiedliwości, jaka ich dotknęła. Bo świnię, krowę, zająca, nawet barana, królika  zjadamy chętnie, ale psa czy kota? 

Nie tylko. Kiedy mi w pewnej restauracji kelnerka powiedziała, że dzisiaj koniny nie ma, przestałem tam przyjeżdżać dla serwowanego tam zawsze, wielce smakowitego i rzadkiego w tym czasie befsztyku. Podobnie, jak się niegdyś pozbyłem okazale wyglądającej kiełbasy, wciskając ją w rozchyloną torbę jakiejś jejmości, energicznie się wpychającej w drzwi wagonu kolejowego. Sprzedawca niską cenę wędliny uzasadnił tym, że się w osiemdziesięciu procentach składała z koniny, już jak mi ją zapakował, nie chciałem mu więc sprawiać przykrości odmową. Mięso to jadło a koń to koń, podobnie jak pies jest psem. 

Jada się bowiem mięso, a nie zwierzęta. Kiedy więc jakiś późno peerelowski przemysłowiec w futrze z nutrii opowiadał w pociągu o własnej hodowli tych zwierząt, zachwalając wonne kotlety z ich tusz, którymi się właśnie zajadał, przedział opustoszał, mimo powszechnego w tych czasach tłoku. Szczurów również nie jadamy, nawet jak są wielkie i tłuste. Ślimaki i żaby też nas nie zachwycają. Ba nawet krewetki nie znajdują tylu amatorów niżby to wynikało ze sławy jaką się cieszą. I to bodaj nie dlatego, że ich nikt głupio nie nazywa flaczkami z kalmarów, które straszyły obdarzonych bujniejszą wyobraźnią rodaków w czasach, kiedy prawdziwe mięso było na kartki.

Telewizja niedawno prezentowała kolejny odcinek serii, poświęconej tajemnicom umysłu. Proponowano tam przechodniom mięso z grilla określając je jednak nazwami, które mogły budzić kontrowersje. Bezpłatnie. Na padlinę się nikt nie skusił. Na ogon z bobra bardzo niewielu. Gniazda jaskółcze jako potrawa budzą dreszcz wstrętu w Europejczykach, niezależnie od tego co to naprawdę znaczy. Niewielu z nas by się zdecydowało na jadanie owadów, szczególnie żywych, mimo że są podobno źródłem wielce pożytecznych białek i w przyszłości mają stanowić podstawę ludzkiej diety. Mamy jakoś zakodowane opory przed spożywaniem niektórych organizmów.

Kulturowe zatem kwalifikowanie różnego rodzaju białek jako jadła jest w tym kontekście zupełnie oczywiste. Dlaczego się zatem niektórzy wzbraniają przed podobnymi sposobami systematyki w odniesieniu do zachowań przypisywanych płci? Nie jesteśmy konsekwentni jako gatunek albo globalizacja jeszcze niedostatecznie nas wyposażyła w zbiorową mądrość.

Zapłacą chyba za niewiedzę w tym względzie nieszczęśni handlarze wschodnimi przysmakami. Czyżbyśmy wszyscy byli antygenderystami?

Stary
O mnie Stary

Nie chce mi się zmyślać, nic więc nie napiszę, bo w rzeczywistości jestem antypatycznym typem.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura