Stary Stary
747
BLOG

Syrenomachia

Stary Stary Polityka Obserwuj notkę 22

 Niezależnie od tego, że tegoroczne obchody rocznicy Powstania Warszawskiego “były wątłe pod każdym względem” i “były niczym w porównaniu z tymi sprzed 10 lat” to mamy nowe kryterium polskości. Syrenę. Kiedy wyła w mieście o określonej godzinie, miasto jest polskie, kiedy nie, nie. Aliści nie tylko. Można wyć dokładnie o określonej porze lub niedokładnie. Jedno z miast uruchomiło syreny kilka minut później. Lekceważy zatem Polskę. Powstał więc nowy miernik polskości, precyzyjny, wyraża narodowość w minutach. Rzecz jest dla wielu ważna niepomiernie, bo prawdziwi Polacy się chcą jakoś odróżniać od nieprawowitych ich zdaniem mieszkańców kraju. I dotąd dobrego sposobu na to nie było.

Bo dzielenie Polaków na prawdziwych i polskojęzycznych tworzy glebę dla swoistej homonimii. Prawdziwi Polacy się automatycznie stają niepolskojęzycznymi, co zresztą znajduje wyraz w ich na ogół mało wyszukanej polszczyźnie. Zastąpiono go tedy kolejnym wynalazkiem nowomowy, nieprawdziwi Polacy są wedle niego tubylczy. Nie mieszkają więc w Polsce, tylko tu. Ale ponieważ tu jest tylko Polska, to znowu prawdziwi Polacy się stawiają poza nią. Znowu niedobrze, będą wyszydzani za egzystowanie w rzeczywistości alternatywnej, co zresztą znajduje wyraz w licznych absurdach, które głoszą. W każdym więc razie czas wycia syren byłby nieporównanie bardziej przydatny jako wyróżnik polskiej prawdziwości.
 
Powstaje jednak pytanie o właściwość takiego mierzenia narodowości. Cześć bowiem oddawana znakom wywodzi się z czasów barbarzyńskich. Przechowywany w chramie symbol bóstwa był gwarancją jego łaski. Prezentowano go przede wszystkim na wyprawach wojennych. Kiedy święty emblemat doznawał tam uszczerbku, duch wojowników upadał i ponosili klęskę. Z tej tradycji się też wywodziło bałwochwalstwo, potępiane nie tylko przez chrześcijan. Syreny by zatem nie powinny być powodem do odmawiania lub przyznawania prawa do polskości. Czci się zresztą bohaterów, ofiary zmagań a nie godzinę, czy zgoła syrenę, która jest już znakiem znaku.
 
Przy okazji powstał jeszcze inny problem. Prezydent jednego z miast, w którym syreny nie wyły uważa, że o klęskach trzeba zapomnieć. Zwycięstwa trzeba czcić jego zdaniem i tak głoszą zasady jego obecnego ugrupowania. Poprzednie bowiem bezwarunkowo oddaje cześć pamięci Powstania Warszawskiego. Jedno w postawie prezydenta bezsyreniego miasta pozostaje niezmienne, radykalizm postawy. Czyli zawsze wszystko albo nic. Zawsze więc to samo. Niemniej właśnie cisza by wedle tej filozofii powinna być miernikiem polskości.
 
Mamy kolejny przykład tego, że symbol wzniosłej wartości może być wykorzystywany jako znak  swojego przeciwieństwa. Kiedy ktoś nie daje wyrazu czci wobec niego lub robi to w sposób odbiegający od ortodoksyjnego staje się nosicielem stygmatu odmowy. Jest polskojęzyczny, czyli tubylczy. W odwrotnym atoli znaczeniu tych słów. Musi to wynikać ze swoistego postrzegania rzeczywistości. Dzięki niemu Jarosław Kaczyński może zarzucać Platformie, że stworzyła dyfamujący PiS przemysł pogardy, bo wydawca pisowskiego plakatu wyborczego nie chce na nim umieścić słowa “sitwa”, pod wizerunkami wszakże platformerskiego premiera i jego ministrów.
 
Jest zupełnie oczywiste, że przyzwoitość wymaga aby nie deprecjonować wszystkich symboli, także cudzych. Każdy bowiem ma jakieś i każdy by chciał aby je szanowano. Tyle tylko, że domaganie się szacunku za cenę odmowy przynależności do wspólnoty, obejmującej znacznie więcej, niż to co wyraża symbol jest nadużyciem, które zawęża czcigodny znak wyłącznie do roli wyróżnika. A tego powinni unikać ci, którym jest droga symbolizowana wartość.
 
Ale kto się tym przejmuje, kiedy mu w duszy grają dawno już przebrzmiałe surmy.
Stary
O mnie Stary

Nie chce mi się zmyślać, nic więc nie napiszę, bo w rzeczywistości jestem antypatycznym typem.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka