Stary Stary
550
BLOG

Wynalazczość

Stary Stary Gospodarka Obserwuj notkę 37

 Rynek działa też tak, że premiuje nowinkarzy. Ktoś odkrywa lub kupuje technologię taniego wytwarzania jakiegoś banalnego produktu i sprzedając go po cenie rynkowej zgarnia dla siebie rentę za innowacyjność. Z czasem nowinka się upowszechnia, ruszają bowiem rzesze naśladowców. Banalny produkt tanieje odbierając rację bytu tradycjonalistom, którzy go wytwarzają. Ci zatem plajtują lub się zapożyczają aby u siebie też wprowadzić innowacje. Konsumenci zaś mają kolejny tani produkt i oni teraz przejmują rentę z innowacyjności. Tak więc pierwsi korzystają modernizatorzy, potem ich epigoni, na końcu konsumenci. Przy okazji z rynku wylatują idioci, niezdolni do zmian. Tak się bogacą i mądrzeją społeczności wolnorynkowe.

My mamy gospodarkę społecznego rynku. Nikt nie wie co to jest, ale może nas w tym oświecić komunikat prezesa URE. Zgodnie z Prawem Energetycznym obwieścił on co mu ze społecznej rynkowości wyszło. Zajmuje się bowiem regulowaniem cen energii. I okazuje się z pierwszej na ten temat napuszonej informacji, że w ubiegłym roku konsument prądu zapłacił 0,5048 zł/kWh. Aliści druga, równie pompatyczna wieść zawiera cenę energii elektrycznej z kogeneracji. Są tu aż trzy, zależnie od zastosowanego paliwa i zawierają się w przedziale od 190,45 do 194,29 zł/MWh. Prezesowi nikt nie powiedział, że się powinno stosować identyczne jednostki. Wtedy by było wiadomo, że konsument płacił 504,8 zł/MWh. Wszystkie zaś ceny wynikają z nakładanych przez preześny urząd taryf, wedle których wytwórcy energii muszą u nas sprzedawać swój produkt. I to jest właśnie ta społeczna rynkowość.
 
Co to jest kogeneracja? To jednoczesne wytwarzanie prądu i ciepła z tego samego paliwa. Kiedy się tak robi sprzedaje się jako prąd jedną trzecią energii spalonego gazu, oleju, czy czego innego a pozostałych dwóch trzecich nie rozprasza się tradycyjnie w rzece, tylko przeznacza na odpłatne ogrzewanie mieszkań. Spryciarz, który w gospodarce rynkowej jako pierwszy tak zmodyfikuje swoje kotłownie zarabia najpierw krocie. Kiedy się wynalazek upowszechni, ceny spadną, i stopniowo będzie zarabiał tyle co inni. Kiedy on jednak do tego dojdzie, to konsumenci nie będą już płacić za energię tyle co przedtem. Z preześnych sprawozdań widać, że by mieli energię dwa i pół raza taniej. Wynika to z prostego dzielenia 504,8: 194,29. Nie od razu by było tak pięknie, ale po upowszechnieniu wynalazku na pewno. Bez prezesów, urzędów, sprawozdań z rożnymi jednostkami energii. Dlatego właśnie w kapitalizmie wszyscy na wyprzódki inwestują w innowacyjność. 
 
Bo aby wszystkim było dobrze, najpierw musi skorzystać najbystrzejszy, potem jego naśladowcy a na końcu konsumenci. Z preześnego zaś sprawozdania wynika, że u nas ten, kto sobie nieostrożnie zainwestował w kogenerację musiał sprzedawać swoją produkcję za cenę dwu i półkrotnie niższą od spryciarza, co po staremu zadymiał okolice spalaniem węglowego miału dla wytwarzania jedynie prądu. Bo takie mamy prawo. Kto zgarnął rentę za innowacyjność? Innowator? Kapitalista? Nie, konsument. Zechce więc ktoś inwestować w wynalazki? Po co? Bo lubi kłopoty z uzyskiwaniem tysięcznych zezwoleń? Taki więc system premiuje zacofanie, niwecząc bodziec dla innowacyjności. Tak właśnie na psy schodzą gospodarki socjalistyczne. Spalają pieniądze, jeżeli ich właśnie nie topią w błocie.
 
Kiedy się zatem funkcjonuje w świecie gospodarki społeczno rynkowej, czyli stojącej na głowie, najpierw korzystają konsumenci, potem już nikt, bo za nimi już nikogo nie ma. Aliści korzystają tylko niektórzy odbiorcy energii, bo w socjalizmie nie ma praktycznie innowatorów. Czyli tak naprawdę nikt nie korzysta z wyjątkiem jakichś szczęśliwców, którzy sobie załatwią jakąś kogeneracyjną pokazuchę, dla demonstrowania naiwniakom rzekomego postępu. W świecie bowiem socjalizmu nie ma tych, którzy by się chcieli porywać na innowacyjność. W ogóle na jakąkolwiek zmianę.
 
Teraz więc wiemy dlaczego mamy najdroższy prąd elektryczny, dlaczego mamy przedpotopową energetykę i dlaczego obywatele państw centralnie zarządzanych cierpią niedostatek, są zatruwani smrodem spalin i mają rzeki pełne gnijącej biomasy. Ale mają za to państwo, które się o nich troszczy. 
Stary
O mnie Stary

Nie chce mi się zmyślać, nic więc nie napiszę, bo w rzeczywistości jestem antypatycznym typem.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka