W programie “Szpile” Elizy Michalik wystąpiła też wczoraj znana dziennikarka konserwatywna. Wszystkie trzy prezentujące tam swoje myśli panie - była jeszcze reprezentantka Polsatu - zgodziły się co do tego, że obecny podział środowiska dziennikarskiego jest szkodliwy i należy go likwidować.
Zgodnie zatem stwierdzono, że niegodne jest obciążanie dziennikarzy winami ich rodziców. To zaś w związku z książką “Resortowe dzieci”, która się niedawno pojawiła w księgarniach. Aliści pani Konserwatystka rzecz opatrzyła dość zawiłym i długim komentarzem, z którego miały wynikać jakieś walory poznawcze publikacji uwzględniających środowisko, w którym się obracają bohaterowie reportaży. Czyli jej zdaniem łączenie karier dziennikarskich z profesją rodziców byłoby niegodne, ale ocenianie przodków dziennikarzy miałoby jakiś sens? Takie wrażenie można było z tego odnieść.
Jeszcze ciekawiej wypadło gender, modne obecnie w mediach za sprawą listu pasterskiego. Znowu za bezsporny uznano fakt, że nauka jest neutralna. Pani Konserwatystka zwróciła jednak uwagę na to, że wykorzystywanie jej ustaleń przez feministki do realizacji swoich celów politycznych jest przesadne a nawoływanie jakiegoś psychiatry do zaznajamiania małych dzieci z masturbacją niedopuszczalne. Tyle tylko, że każdy ma prawo do interpretowania przemyśleń naukowców a o psychiatrze mówią wyłącznie przeciwnicy gender, czyli gałęzi nauki i nikt inny ani go nie widział ani o nim nie słyszał.
Wedle więc konserwatywnych konstatacji rodzinne środowisko dziennikarzy można pokazywać nawet, jak by to sugerowało jakieś ich uprzywilejowanie. Nie wolno zaś cytować naukowców bo jakiś psychiatra zwariował. O ile w ogóle istniał. No i w dodatku te wstrętne feministki się posuwają do wyciągania własnych wniosków z ustaleń gender. Czyli nauka o właściwościach społeczeństwa szkodzi ludzkości.
Jeżeli się okaże skuteczne zasypywanie podziałów poprzez paranaukowe ustalenia dziennikarzy i dezawuowanie nauki to by znaczyło, że się współczesny świat bardzo uwstecznił.
