- Chciałbym podziękować wszystkim Polakom i waszemu liderowi opozycji, który był z nami pierwszego grudnia, kiedy razem ramię w ramię nieśliśmy naszą flagę. Wasz lider opozycji był z nami – powiedział specjalnym wysłannikom Onetu na Ukrainie Ołeh Tiahnybok, szef partii "Swoboda", którego niedawno ksiądz Isakowicz-Zaleski nazwał "banderowcem". Taką notkę znalazłem w Onecie pod datą 7 grudnia. Szukałem jej w związku z wczorajszymi powtórzeniami ujęć z Kijowa, pokazujących Jarosława Kaczyńskiego wchodzącego na przyczepę „Swobody”, z której przemawiał do demonstrantów. Poprzednio bardziej popularne były jego zdjęcia z Witalijem Kliczką.
Rzecz zatem nie była przypadkiem. Prezes celowo stanął z partią nacjonalistyczną na wspólnej trybunie. Do rytualnych już sprzeczności wypowiedzi eksponentów PiSu, w których są antykomunistyczni, ale wielbią Gierka, są zwolennikami powszechnej lustracji, ale z wyłączeniem ekspertów popierających zamach smoleński, są przeciwnikami zadłużania Polski, ale zamierzają nasze długi podwoić, obrażają Unię, ale w Kijowie przeciwnie, doszła chyba jeszcze jedna. Są w sporze z nacjonalistami, ale nie ukraińskimi.
To czysta ilustracja heglowskiej logiki, w której może występować sprzeczność prowadząca do syntezy. Zdaniem Bocheńskiego taka rzecz jest niemożliwa, jest bowiem zwykłym bełkotem. Chyba jednak stary ułan nie ma racji. Sprzeczności przecież na naszych oczach tworzą nową, zupełnie oryginalną ideologię. Pisowskie wartości. I one istnieją. Są żywe.
Przynajmniej pośród niektórych.
