Stary Stary
1663
BLOG

Cel

Stary Stary Polityka Obserwuj notkę 55

 Brukselski sukces Donalda Tuska jest najbardziej atakowany z pozycji rzekomo poszkodowanych rolników. Nie przypadkiem. Jak wiadomo z badań Australijczyków i Nowozelandczyków geny przemieszczają się znacznie szybciej niż wzorce kulturowe. W rezultacie więc mamy w Europie niewielkie zróżnicowanie genetyczne i  ogromne bogactwo kultur. Podobne zjawisko obserwuje się w obrębie narodów, posługujących się przecież tym samym językiem. Chłopskie zaś przywiązanie do własności jest szczególnie silne i to nie tylko u Polaków. Dlatego też sofistyka krytyków tego, że Tusk uzyskał więcej od najlepszego rzekomo rządu PiSu jest wycelowana w świadomość rolników i ich miejskich potomków.

Bo sama istota przynależności do Unii zasadza się według wielu na tym, że stamtąd można uzyskać pieniądze. Eurosceptyczny niegdyś PSL, którego wyrazicielem był wówczas wielce butny poseł się nagle stał prounijny, kiedy sobie w partii uzmysłowiono jakie profity można uzyskać z przynależności, jeżeli się tylko jest rolnikiem. Ba, ów złotousty rzecznik odmienionej nagle partii natychmiast wyraził chęć objęcia stanowiska negocjatora w polskiej delegacji na brukselskie rozmowy, w jego bowiem pojęciu trzeba tam było kogoś agresywnego a w tym względzie nikt mu jego zdaniem nie mógł dorównać. 
 
Przemożna chęć zminimalizowania budżetowego sukcesu ukazuje swoisty spryt niezadowolonych komentatorów, którzy sami utrzymują, że nie są polskojęzyczni. Oto najważniejszy argument przeciwko rządowi jest taki, że podniesieniu sum na bezpośrednie dopłaty dla rolników towarzyszy zakaz uzupełniania ich z budżetu państwa. Polityka zaś rolna Unii była dyktowana tym aby w przejściowym czasie od tradycyjnego do nowoczesnego rolnictwa zachować jakiś podstawowy status materialny tych, którzy się od razu nie potrafią do nowych warunków dostosować. Powinni dzięki temu łagodnie osiągnąć materialną samodzielność albo poprzez zmianę sposobu wykorzystania roli lub zmianę zawodu. Tymczasem krytycy rządu traktują ów środek do uzyskania przez rolników materialnej samodzielności jako cel, próbując konserwować zacofanie wsi poprzez uzależnienie jej od subwencji.
 
Kolejny argument przeciw budżetowi i uzyskanym środkom, to rozrzutność w trakcie szafowania dotacjami. To jest wycelowane w beneficjantów powojennej migracji ze wsi do miast. Gdzieś tam wybudowano kolej bez racji bytu, zbudowano nie tylko deficytowe aquaparki ale i niepotrzebne zdaniem wielu teatry czy nawet opery. I można by rzeczywiście dyskutować na temat wydawania pieniędzy na pojedyncze inwestycje gdyby jakikolwiek sprzeciw budziły dotacje dla wielu związków czy organizacji, przeznaczających środki głównie na to aby ich szefowie mogli demonstrować bogactwo i znaczenie. 
 
W sumie zaś nikomu nie przychodzi do głowy fakt, że unijne dopłaty są przeznaczone do tego stworzyć w biedniejszych państwach materialne podstawy uzyskania w przyszłości statusu płatnika netto. Czyli aby były w stanie najpierw dać swoim obywatelom zarobić tyle, ile teraz otrzymują na przykład Niemcy, Anglicy, Szwedzi czy Duńczycy za podobną pracę. Pieniądze te mają budować infrastrukturę dla umożliwienia wydajniejszej pracy i intensywniejszego wykorzystania miejscowych zasobów naturalnych. U nas to nie tylko rola ale krajobraz, kopaliny, położenie, poziom wykształcenia ludzi, fachowcy. Pieniędzy więc potrzeba dla należytego wyzyskania naszych możliwości a nie zapewnienia konsumpcji ludziom, którzy nie produkują wiele lub niczego zgoła. 
 
Pozostaje jeszcze kwestia skuteczności dotowania regionów zacofanych. Wchodzimy tu w obszar, który politycy nazywają zrównoważonym rozwojem. Wynika z niego konieczność przeznaczania większych środków na opóźnione tereny. Tyle tylko, że tam trzeba rozwijać infrastrukturę a nie poprzez dotacje odbierać ludziom motywację do samodzielności. Kiedy się na miejscu znajdą drogi, możliwość uzyskania prądu, oczyszczenia ścieków oraz teatry i opery (tak, tak!) znajdą się też inwestorzy, którzy zechcą wykorzystać miejscowe zasoby i fachowców. Kiedy się jedynie chce zasilić biedaków to w rzeczywistości zapełni się raczej kiesy miejscowych bonzów i utrwali zacofanie, które się zawsze wspiera na roszczeniowych elementach miejscowej kultury. Kiedy zaś powstaną warunki do zarobkowania, wtedy wsparcia dozna przedsiębiorczość, tkwiąca w obyczaju zaradności, żywym przecież we wszystkich kulturach. Najlepszym dowodem są tu materialne sukcesy naszych rodaków za granicą.
 
Unia zatem daje szanse. Ale na rozwój a nie doraźne przeżycie. 
Stary
O mnie Stary

Nie chce mi się zmyślać, nic więc nie napiszę, bo w rzeczywistości jestem antypatycznym typem.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka