Koalicyjne dyskusje na temat ostatecznego kształtu reformy emerytalnej dalej zaprzątały wczoraj media. Waldemar Pawlak pytany o to czy koalicja przetrwa odpowiadał, że są możliwe różne scenariusze i jest zadowolony z tego, że premier Tusk uzyskał wsparcie zarządu PO, który go upoważnił do rozmów z innymi ugrupowaniami. Chodzi bowiem o to aby Polaków przekonywać a nie zmuszać do reform. Według zaś niektórych chce spowodować aby to jego samego członkowie PSLu, zaniepokojeni możliwością utraty stanowisk przekonali do kompromisu z Platformą. Dzięki temu nie będą mu w stanie podczas jesiennego kongresu partii zarzucić ustępliwości i wybrać sobie kogoś nowego na szefa.
Tymczasem Joanna Kluzik-Rostkowska powiada, że się z zamiarem przedłużenia wieku emerytalnego nosił już PiS ale nie mógł sobie zapewnić należytej większości. Chociaż zabiegał o nią chyba także bardzo niekonwencjonalnymi środkami. Janusz Kaczmarek ujawnił podczas procesu pomiędzy Jarosławem Kaczyńskim a Romanem Giertychem, że jeszcze jako zastępca prokuratora generalnego przekazał był kod genetyczny dziecka Anety Krawczyk swojemu przełożonemu bo ten zamierzał z nim zapoznać ówczesnego premiera. Zbigniew Ziobro zaprzecza. Tymczasem Wojciech Wierzejski, polityk LPR powiada, że się od Leppera dowiedział, iż mu Kaczyński ów kod przekazał. W zamian Samoobrona głosowała jak PiS bez żadnych negocjacji. Fakt zaniechania jednak tak ważnej reformy by świadczył o tym, że chyba jednak Lepper nie był wtajemniczony w zawiłości genetyczne przypisywanego mu dziecka pani Anety.
Prawdopodobne jednak jest, że najważniejsze dla kraju sprawy są przedmiotem wewnątrzpartyjnych rozgrywek politycznych, prowadzonych w przerwach pomiędzy deklaracjami o patriotyzmie, dobru ogólnym czy przynajmniej wykluczonych. Szczególnie zaś reforma emerytalna. Tutaj na dowód by można przytoczyć populistyczne żądanie referendum, mające według SLD ustalić czy Polacy chcą pracować dłużej. Tymczasem ta partia jeszcze przed PiSem próbowała taką reformę przeprowadzić.
Drugiego dowodu dostarczyło Prawo i Sprawiedliwość, które powzięło uchwałę o wezwaniu rozłamowców do powrotu na łono partii. Powiadają w niej, że "po raz pierwszy od dłuższego czasu pojawia się realna szansa na odsunięcie od władzy specjalistów od pustych obietnic i szkodliwych decyzji". "W czasie, gdy pęka koalicja rządowa, a na ulicach coraz częściej pojawiają się tłumy demonstrantów, tym bardziej konieczne staje się dążenie do jedności" [Gazeta.pl]. Czyli najpierw organizacja marszów przeciwko reformie, potem nazwanie rządu specjalistami od pustych obietnic bo są protesty a jednocześnie prezentacja własnego programu. To według rzeczonej uchwały „kwestie dotyczące współczesnej kondycji Kościoła, człowieka, obywatela, a także miejsca Polski w świecie". Nic dodać.
Solidarna Polska nie czekając już na koniec rozgrywek pomiędzy koalicjantami ujawniła swoje logo. Moim zdaniem jest niezłe. Przedstawia trzy zarysy postaci symbolizujących solidarny tłum, przedstawione czerwoną kreską na białym tle. Nie znalazło jednak uznania komentatorów polityki. Eryk Mistewicz powiada, że to nijakie logo niewyrazistej partii [Gazeta.pl]. Paweł Rybicki sugeruje jakoby według SP Polacy mieli wrócić do kolejek. W każdym razie ziobryści nie po to wydali pięć tysięcy na logo aby teraz wracać do PiS. Chyba, że są rozrzutni.
W sumie więc doniesienia mediów odsłaniają bardzo zawstydzające kulisy polityki, według której my jesteśmy zakładnikami tych, którym daliśmy apanaże i prestiż aby nam w zamian zapewnili warunki dla lepszej przyszłości. Ta zaś jest wprost proporcjonalna do ilości celowej pracy, jaką wykonamy aby mieć środki na godne życie. Niezależnie od współczesnej kondycji najszacowniejszych nawet instytucji, kiedy jest poprawiana kosztem ogółu Polaków.
Chyba, że to my jesteśmy podrzędni wobec własnych tworów, które nam odbierają podmiotowość.
