Demonstracje kobiet nie wyrażają już tylko braku zgody na obostrzenia prawa aborcyjnego, zamierzonego przez dewotów. Są protestem przeciwko rządom PiS-u. Ów jednak nie piętrzy chyba absurdów tylko z powodu niedostatku rozeznania, a w wyniku prób ponownego wdrożenia “dyktatury proletariatu”, sprawowanej przez jedną osobę w imieniu ludu. Kiedy więc okazało się, że typowo socjalistyczne rozpasanie finansowe, a nade wszystko stypendia demograficzne pochłonęły rezerwy pieniężne, zrezygnowano z Caracali i pospiesznie wyciągnięto Smoleńsk. W wyniku pojawiły się pochopne i niespójne tłumaczenia powodów zerwania przetargu oraz kompromitujące wypowiedzi głosicieli smoleńskiego zamachu. Bo to nie ludzie a ich absurdalne obsesje powodują określone zachowania i propagandę.
Zrozumieli to chyba twórcy stacji Nowa TV, którzy od 9 listopada zaczną nadawać swój program. Zaangażowali dziennikarzy wydalonych z TVP i w porze nadawania Wiadomości będą emitować amerykański kicz, “Modę na sukces”. W ten sposób zaspokoją potrzeby intelektualne niewymagających odbiorców, uwalniając ich od konieczności przebijania się przez gąszcz smoleńskich faktów, czy helikopterowych meandrów. W mydlanych operach bowiem symbolika jest jeszcze bardziej oczywista od najbardziej słusznej propagandy a schematy się nie zmieniają od tysięcy wydań. Więcej, ich twórcy kreują rzeczywistość w sposób przewidywalny dla ludzi pragnących poczucia uczestnictwa w życiu elit. Nade wszystko zaś mydlani scenarzyści sami decydują o przebiegu zdarzeń, co ich sytuację zdecydowanie odróżnia od tej, z którą będą konkurować.
Nic dziwnego, że władza w rękach ideologów jest nie tylko nieskuteczna, ale i tak bardzo oburza, że cierpliwe zawsze kobiety się jęły protestów. Niezależnie więc od haseł, które legły u podłoża ostatnich demonstracji, teraz mamy do czynienie z efektami gniewu, powodowanego właśnie obrazą inteligencji Polaków, od miesięcy prowokowanych coraz głupszymi wyjaśnieniami, dlaczego czarne nie jest czarne i białe nie jest białe.
Tkwimy więc w politycznym dramacie na miarę greckiej tragedii, zwięźle streszczanej przez współczesne już stwierdzenie, że “nie chcem, ale muszem”?