Fidel Castro ma dziś dziewięćdziesiąt lat. Reżim, który był zainstalował na Kubie przetrwał Sowiety i nadal się ma dobrze. Ba, lepiej od Korei Północnej. Lepiej nawet od obfitującej w ropę naftową Wenezueli. Jest bardziej elastyczny. Nie ma kopalin, ale ma walory turystyczne. Poza tym dla Ameryki jest czymś w rodzaju rezerwatu Indian, ale z dużo bardziej atrakcyjnymi mieszkankami. Ma więc szanse na to, aby trwać.
Wydaje się, że my również u siebie próbujemy zbudować coś podobnego. Jakąś taką dyktaturę na postrach demokracji, oferującą za to egzotykę średniowiecza, przemieszaną z nowoczesną infrastrukturą, zbudowaną za cudze pieniądze. W odróżnieniu od Kuby nasza specyfika polega na symbiozie tronu z ołtarzem.
Zarabiać też będziemy na sposób kubański, za lojalność. Na razie doświadczają tego niektóre urzędy. Państwowe molochy bowiem, przewidziane w planie Morawieckiego i bez takich wynalazków nie mają realnych szans na samodzielny byt, będą więc stale potrzebowały kapitału. Ten może zapewnić zagranica, która w zamian zażąda koncesji na rentowne przedsięwzięcia i wtedy dopiero będzie mogła zyski wywozić z Polski. U nas zaś będzie można upowszechnić wynagradzanie pracowników za świadomość, a nie wydajność pracy. Na sposób kubański.
Chociaż na razie w górnictwie ma być odwrotnie, nawet najbardziej nierentowne kopalnie będą likwidowane, ale co naprawdę znaczą takie zapowiedzi wyrażane w nowomowie, nie wiadomo. Znamienne są w tym kontekście słowa przewodniczącego Dudy – tego od Kacperka. Pytany o reakcję "Solidarności" na zamykanie zakładów odpowiedział: „Piszcie, piszcie frustraci tylko tyle wam zostało na długie lata”. Wie chyba lepiej.
Tak czy owak dziewięćdziesiąt lat to rzeczone właśnie długie lata, co napawa największym zdumieniem.