Stary Stary
502
BLOG

Akrobaci

Stary Stary Polityka Obserwuj notkę 13

Komuchy i solidaruchy. Taki podział odkopała Barbara Nowacka na ostatniej konwencji swojego ugrupowania. Z jednej strony wywrotowcy z PO i PiS, a z drugiej wszyscy dobrzy, bo pragnący sprawiedliwości społecznej, rozwoju, tolerancji itd. Czyli zwolennicy jej partii. Postsolidaruchy się zatem mają przeprosić z postkomuchami, przyjąć ich pryncypia i w Polsce znowu zapanuje lewicowy raj. Tyle tylko, że sprawiedliwość społeczna się ma do rozwoju, a i bezprzymiotnikowej sprawiedliwości, jak lewicowe odkrycie do zdrowego rozsądku. Tak czy owak mamy chyba wezwanie, aby się cofnąć się do epoki Gierka.

W czasach totalitaryzmu komuniści rzeczywiście byli po jednej, solidarnościowcy po drugiej stronie. Po upadku ustroju sprawiedliwości społecznej zwolennicy solidarności się rozbili na zwolenników optującego za pluralizmem Wałęsy i propagatorów komunizmu bez komunistów. Tych ostatnich potem przechwycił PiS, który jeszcze jako PC oponował przeciwko wpływom doradców „Solidarności”, nie mogąc się poszczycić posiadaniem w ich gronie jakiegoś przedstawiciela. Ubrano to w popularną wśród „ludu pracującego miast i wsi” zmowę elit i utworzono front zwalczający wykształciuchów. Dzięki temu do ugrupowania przylgnęło wielu przedstawicieli komunistycznego establishmentu, organicznie przeciwnego inteligencji.

Postkomuniści zaś szybko zwalczyli frakcję Tadeusza Fiszbacha, który na bazie rozpadającego się PZPR próbował stworzyć jakąś partię socjaldemokratyczną i sami się przebrali najpierw za socjaldemokratów, potem stworzyli Sojusz Lewicy Demokratycznej, wyrzekający się związków z komunizmem. Teraz, kiedy kolejna mutacja partii i zmiana nazwy zaczyna przynosić efekty w postaci dwucyfrowego poparcia ktoś doradził jej szefowej, aby wykrzyczała głośno kogo rzeczywiście reprezentuje. I chyba zrobił fatalnie. I to nie tylko dlatego, że scena polityczna jest dużo bardziej skomplikowana od prostego schematu, podsuniętego pani Nowackiej. 

Rzecz się jednak toczy w związku z dzisiejszą debatą. Przeprowadzą ją tylko dwie partie, bez Zjednoczonej Lewicy. Trzeba zatem stworzyć wrażenie, że to wszystko humbug i spisek solidaruchów, którzy znowu chcą być górą. Tymczasem w debacie się pojawi spór nie tylko o to, kto bardziej jest patriotą, kto bardziej chce powrotu smoleńskiego wraku, nawet która pani premier in spe jest bardziej samodzielna, ale też kto bardziej kocha tę „unijną szmatę”. PiS ją ostatnio słowami swego prezesa wielbi nad wyraz, a przeciwko przyjmowanym przez Unię uchodźcom ma takie tylko zastrzeżenia, jakie sto lat temu amerykańscy „patrioci” mieli wobec polskich imigrantów, zdrowotne. A mimo to Polacy są znaczącą liczbowo grupą w społeczności USA.

Chociaż zgadzają się już chyba pisowcy ze słowami Leszka Balcerowicza, który na Facebooku 27 września napisał, że „W związku z decyzją UE w sprawie przyjęcia uchodźców przedstawiciele "narodowej" lewo-prawicy zaczęli krzyczeć o suwerenności Polski. Podpisanie każdego traktatu międzynarodowego ogranicza suwerenność kraju, tzn. to co jego władcy mogą robić w stosunkach wewnętrznych lub zewnętrznych. Polska suwerennie ograniczyła swoją suwerenność wstępując do UE i podpisując Traktat Lizboński (co zrobił prezydent Lech Kaczyński). Nieograniczeni w swojej suwerenności są władcy Korei Północnej.” To może rzeczywiście się sprzymierzą z PO?

Wydawałoby się, że wszystkie możliwości dokonywania nagłych zwrotów już nasza polityka wyczerpała. Okazuje się, że jednak nie. Politycy wykręcają coraz bardziej karkołomne akrobacje w przekonaniu, że się w nich wyborcy pogubią. Ciekawe, czy się uda.

Stary
O mnie Stary

Nie chce mi się zmyślać, nic więc nie napiszę, bo w rzeczywistości jestem antypatycznym typem.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka