Stary Stary
1278
BLOG

Drukarze

Stary Stary Polityka Obserwuj notkę 46

Kredyty frankowe miały w listopadzie ubiegłego roku ogólną wartość 137 miliardów złotych. Regularnie je spłaca 98,6% ich posiadaczy. TVN od przedwczoraj wieczora co kilkanaście minut pokazywał płaczącą „frankowiczkę”, którą bank rzekomo przymusił do zaciągnięcia frankowej pożyczki, odmawiając złotowej. Pewnie nieszczęsna zapomniała, że dziesięcioprocentowy, polski kredyt był poza jej możliwościami spłaty, a kilkuprocentowy, szwajcarski i owszem. Tyle, że tymczasem wartość waluty najsolidniejszego finansowo państwa świata wzrosła, także dzięki popytowi stworzonemu przez kredytobiorców.

Różnica między kosztem pożyczek złotowych i frankowych była w czasie niskiej wartości franka taka, że w kieszeniach dłużników szwajcarskich banków pozostawało rocznie 6 miliardów złotych. Teraz, kiedy wahadło odchylone w przeciwnym kierunku powoduje opróżnianie ich kieszeni z niegdysiejszych zysków, zwracają się do państwa aby na siebie przejęło ich prywatne straty. Ba, demonstrują nawet na ulicach. To bezczelność porównywana z kopalnianą, a może nawet większa. Chociaż gorycz lekkomyślnych frankobiorców łatwo zrozumieć, kiedy się okaże, że dwie trzecie z nich, korzystając z różnicy w oprocentowaniu pobrało dodatkowe kredyty, również frankowe.  Mieli nadzieję na spłacanie ich razem za cenę jednego, złotowego, znacznie mniejszego. Teraz się one wszystkie z dnia na dzień stały droższe od rodzimych.

Mamy tu dokładnie powtórzony syndrom państw południa Europy, które wszedłszy do strefy euro umożliwiły tym samym swym obywatelom dostęp do tanich kredytów eurolandu. I lekkomyślni Śródziemnomorcy się nagle stali posiadaczami nie tylko domów i mieszkań, ale i niemieckich aut, francuskich perfum, skandynawskich rozwiązań socjalnych. Wszystko za pożyczone pieniądze, których spłata był łatwa do czasu, kiedy również ochoczo zaciągane długi ich opiekuńczych nagle państw doprowadziły do kryzysu i bezrobocia. 

Wtedy się też okazało, że nie ma środków na skandynawskie rozdawnictwo, bo ono może być realizowane tylko z nadwyżki wypracowanej przez gospodarkę, a nie z pożyczki. Nie ma też samochodów i perfum, bo odebrały je banki żądając również zwrotu kwoty, której nie pokryła wartość odzyskanych dóbr. I stąd grecko - włosko - hiszpański kryzys i utyskiwanie tam na wstrętnych Niemców, co to nie chcą rezygnować ze swoich należności. Euroland dodrukował pieniędzy i nimi pokrył  bankom straty. Duża gospodarka gładko wchłonęła dodatkowe ilości gotówki. 

Nasz rząd próbuje bankom poddać pomysły na to, jak "frankowiczom" rozłożyć spłaty na dłuższy czas. Proponuje też obniżenie oprocentowania ich kredytów, bo przecież LIBOR, stopa rozliczeń międzybankowych bywa ujemna. Wszystko, aby nie stracić poparcia dłużników w sytuacji, kiedy chłopi znowu wylegają na blokady (pewnie tak sobie wiejski lud wyobraża przeznaczenie dróg, na które się normalnie nie wpuszcza ciągników i furmanek) a górnicy za nic się nie godzą na to, aby jakoś uczestniczyć w stratach wywołanych spadkiem cen węgla.

Jedyny zaś jednoznaczny skutek tego całego zamieszania, to zjednoczenie lewic, które zgodnie stoją po stronie związkowych i frankowych demagogów, dając do zrozumienia, że też potrafią drukować pieniądze. Trzeba uczciwie przyznać, że najbardziej ostatnio pomiatani przez media bezbożnicy dysponują tu godną uwagi tradycją.

A gospodarka? Przecież nikt z protestujących nie wie o co w niej chodzi. Niezależnie od tego, czy brał kredyty na sposób śródziemnomorski, czy też chce żyć „jak w Madrycie”.

Stary
O mnie Stary

Nie chce mi się zmyślać, nic więc nie napiszę, bo w rzeczywistości jestem antypatycznym typem.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka