Stary Stary
2378
BLOG

Baśń

Stary Stary Polityka Obserwuj notkę 102

 Przewaga żywności ekologicznej nad ogólnie dostępną jest jednym z najbardziej popularnych chyba mitów naszej ery. Powszechne jest bowiem przekonanie, że alergie czy nawet rak są wynikiem nie tylko zanieczyszczonego rzekomo coraz bardziej powietrza, którym oddychamy nieustannie ale przede wszystkim jadaniem “chemii” skrytej podstępnie w jadle. Chemia to bowiem trucizny w naszym mniemaniu. Jad kiełbasiany, wężowy, alkaloidy paraliżujące układ nerwowy, inne trucizny - występujące w grzybach na przykład - to w ogólnym pojęciu  drobiazg. Cyjanek potasu to przecież chemia czyli chemia to trucizna. 

Gotowi więc jesteśmy więcej rolnikom płacić za to, co warunkowało kiedyś powszechność głodu, czyli za rezygnację z nawozów sztucznych, środków ochrony roślin, konserwantów. W wyniku tego się bowiem otrzymuje rzekomo żywność śmieciową, jak to stwierdziła niedawno w Radiu Zet popularna blondynka, admiratorka lekko podsmażanych glizd byle tylko były azjatyckie. Jadło ma być przywiędłe, może nieco trącić wczorajszością ale nie może być “pryskane”. A już konserwowanie żywności przy pomocy naświetlań radioaktywnych, zapewniających bezchemiczną i wielomiesięczną świeżość produktów rolnych odpada całkowicie. Przecież od tego się podobno choroby popromienne roznoszą.
 
Tymczasem powietrze, które dzisiaj zatruwają samochodowe czy energetyczne spaliny niegdyś pełne było smrodu niedopalonego węgla. Śnieg nie był wcale biały a szary czy zgoła czarny, jeżeli tylko poleżał kilka godzin. Zapewniająca rzekomo świeżą aurę wieś była dla większości swoich mieszkańców ograniczona do obejścia gdzie się także latem obcowało stale z piecem opalanym węglem lub dioksynotwórczym drewnem czy tkwiło w pomieszczeniach dla zwierząt, pełnych węglowodorów w atmosferze a azotanów w ściółce i odciekach. Wodę się czerpało w najlepszym wypadku ze studni zlokalizowanej na podwórzu, często mieszczącym pozostającą z nią w hydraulicznej łączności sadzawkę, po którym biegały swobodnie nie tylko kury ale i wszelkie zwierzęta hodowlane. 
 
Utrzymywanie zatem, że choroby trapiące teraz ludzkość pochodzą z zanieczyszczenia środowiska jest taką samą bzdurą jak dopatrywanie się zła w urbanizacji czy nowoczesnym rolnictwie. Złem jest uporczywe dezawuowanie postępu technicznego, który pozwala na to co zabiło wczesne cywilizacje, umożliwia bezpieczne ekologicznie gromadzenie się ludzi w wielkich aglomeracjach dających wreszcie szansę na wspólne tworzenie dóbr zupełnie niedostępnych społecznościom rolniczym. Teraz zresztą w dobie automatyzacji także odchodzących w przeszłość.
 
Postęp cywilizacyjny niesie za sobą także nieznane dawniej zagrożenia. Likwidując oczywiście poprzednie. Więcej, uzależnia nas od siebie prowadząc do tego, że współczesny człowiek by z trudem się odnalazł w środowisku powszechnym jeszcze sto lat temu. Stawanie na poprzek nowoczesności nie prowadzi więc do niczego. Opóźnia tylko moment, w którym ochotniczy konserwatyści będą mogli korzystać z owoców rozwoju cywilizacji skazując ich na upokarzający epigonizm.
 
Jak my się na tym tle prezentujemy? Z badań przeprowadzonych przez TNS Polska wynika, iż Polacy wiedzą na ogół co to jest żywność ekologiczna. Nie kojarzą jej aliści z certyfikatami dawanymi przez różne organizacje. Każde bowiem dziecko u nas powie, że zdobycie takiego dokumentu to raczej kwestia zapobiegliwości. Żywność ekologiczna to według nas ta, która pochodzi z obszarów uznawanych za czyste. 
 
Okazuje się jednak, że 4% rodaków regularnie kupuje jadło “organiczne” a 26% nieregularnie. Chodzi się po nie do specjalistycznych sklepów, dotyczy to 47% nabywców. Najważniejsze jednak, że preferujemy nie tyle jego walory zdrowotne a smak. Przoduje tu wieś, która najchętniej sięga po “niepryskane”. Wyciąganie więc z tego pochopnych wniosków na podstawie zbieżności niektórych wskazań u nas z wynikami uzyskanymi za granicą wydaje się przedwczesne. Ulegamy  raczej chęci ponownego doznania wrażeń kojarzonych z dzieciństwem - jesteśmy wiejskim społeczeństwem - a nie modnej na Zachodzie nowoczesnej chłopomanii.
 
My jesteśmy społecznością opóźnionej industrializacji. I tak jak ludy poddane niegdyś tatarskiej niewoli nie zaznały renesansu, zdradzając w związku z tym oczywistą lukę kulturową, tak my wskutek carskiego dziedzictwa ponieśliśmy szkody i na tym polu z powodu pozbawienia nas epoki kapitalizmu. Cierpimy więc na niedostatek kultu przedsiębiorczości.
 
Umiłowanie dzieciństwa jest rzewne i ładne ale pcha nas w łapy kolejnych mitotwórców. Mniej może agresywnych od kreatorów “prawdziwej polskości” ale też szkodliwych. 
Stary
O mnie Stary

Nie chce mi się zmyślać, nic więc nie napiszę, bo w rzeczywistości jestem antypatycznym typem.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka