Działacze Ruchu Palikota opuszczają swoje ugrupowanie i przechodzą do SLD! Dziewięciu na razie. Tak triumfalnie wczoraj ogłosił rzecznik Leszka Millera dodając, że cały ten Ruch wymyślił Tusk aby ukrywać swoje wpadki. Wspaniała ekwilibrystyka słowna równa tej z najlepszych czasów peerelowskiej propagandy. Tej, która tłumaczyła porażkę Gierka perfidią Zachodu, udzielającego mu złośliwie pożyczek aby ich nie mógł spłacić. Wyjaśniającej “wydarzenia grudniowe” inspiracją imperialistów. Czyniącej z każdego przeciwnika agenta wiadomych sił, które trudnościami w obozie socjalizmu chcą przykrywać własne klęski, wynikające z niezrozumienia praw historii, nieuchronne przeto. Nic dziwnego. Zarówno szef jak i jego rzecznik to postaci żywcem przesadzone z tamtej epoki partyjnych czynów do współczesności. I wspaniale nas zapoznające z klimatem tamtych lat. Te garnitury kroju emhade, chińskie krawaty, białe koszule non iron i ta absolutna pewność jedynie słusznej racji wracają na ich widok i stają przed oczami jak żywe.
Nie będziemy mieli korwety. Ta groźnie brzmiąca nazwa typu uzbrojenia w klasycznej nomenklaturze oznaczała okręt eskortujący konwoje, zdolny do walki z samolotami i jednostkami podwodnymi, słabszy jednak od niszczyciela, czyli niezdolny do konfrontacji z silnymi okrętami nawodnymi. Nasz miał niegroźną nazwę, gamoniowato nawet brzmiącą: “Gawron” ale miał być za to zupełnie inny. Jak by trzeba było to i krążownikowi by przyłożył. Tyle tylko, że nie bardzo by mógł własną potęgę udźwignąć. Podobnie jak niegdysiejsza “Iryda”. Miała być samolotem szkolnym ale takim, co to myśliwcowi też w razie potrzeby popędzi kota. Nie mówiąc już o czołgach czy innych takich piechotach. Wpakowano w nią mnóstwo pieniędzy i uzyskano za to coś, co przerażało wszystkich swą pokrętną istotą, zarówno zwolenników jak i przeciwników. Trafiła do muzeum jako okaz woluntaryzmu technicznego.
Jakoś tak piątek wyciągnął na jaw tkwiące w niektórych z nas rudymenty niegdysiejszego przekonania, że się da obejść stare jak świat zasady i na przykład uczynić z socjalizmu sprawny mechanizm społeczny czy woluntaryzmem zastąpić prawa fizyki. Także te odwieczne reguły, formułowane już przez lud a określające możliwą wysokość podskoku. Powyżej przecież pewnego, jasno wyznaczonego poziomu się nie da.
Nieszczęśni więc eseldowcy systematycznie poodzierani z obiektywnie łatwo pryskających złudzeń nie mogą wytłumaczyć swojej programowej bezradności inaczej jak spiskiem. Szczególnie, kiedy się konsekwentnie krążyło w trójkącie wyznaczanym przez realsocjalistyczne pryncypia, publicystyczny łże-liberalizm i lepperowski populizm. Wszystko w koniunkturalnym sosie przeinaczeń, nieprawd czy nawet zwykłych kłamstw. Rzecz się musi skończyć jak czas uniwersalnego a nawet z nazwy niegroźnego “straszliwca“ morskiego, nazwanego w dodatku gawronem, ptakiem podobno drapieżnym ale wobec wróbli raczej i myszy.
W polityce, jak widać dłużej trwa proces pozbywania się złudzeń młodości. Szczególnie u miłośników historycznych rekonstrukcji.