“Jesteśmy wyspą stabilności” mówił wczoraj w Sejmie Jacek Rostowski podczas pierwszego czytania budżetu. Na początku kryzysu nie było państwa strefy euro, którego pięcioletnie obligacje by były wyżej oprocentowane od naszych. Dziś prawie połowa z nich musi za nie płacić od nas więcej. Prezentowany zaś budżet ma dzięki przygotowaniu w tym roku środków zapewnić płynność finansowania wydatków od pierwszego stycznia, doprowadzić do stabilizacji finansów w długim i średnim okresie poprzez wydłużenie wieku emerytalnego oraz w krótkim okresie doprowadzić do ograniczenia deficytu poniżej 3% wskutek podwyższenia składki rentowej, podatku od kopalin i dywidend od państwowych spółek. Opozycja go skrytykowała. Jak zawsze stanowiąc pierwej kilka nieprawdziwych stereotypów. Bez tego się bowiem nie da.
Premier Tusk w Strasburgu mówił przed Parlamentem Europejskim o głównym problemie polskiej prezydencji, o przeciwdziałaniu niebezpieczeństwu utraty wspólnej waluty: „jeśli nie podołamy temu zadaniu, przyszłe pokolenia będą przeklinać nie tylko kryzys, ale i nas”. Lider chadeków w Parlamencie Europejskim ocenił, że Polska dokonała w czasie swego prezydowania postępów w dziele obrony euro. Szef frakcji socjaldemokratów Parlamentu ocenił nasze przewodnictwo w Unii jako najlepsze w ostatnich latach. Według niego zarówno nasz rząd jak i jego urzędnicy zademonstrowali najwyższy profesjonalizm. Podobnie się wypowiadali liderzy innych frakcji parlamentarnych.
Według wypowiedzi w Strasburgu europarlamentarzystów z PiS i jego pochodnych, było przeciwnie. Nasza prezydencja była mało ambitna, wycofana, słaba, premier przy pomocy pieniędzy naszych emerytów (rezerwy finansowe do nich należą?) ratuje unijnych bogaczy dla zdobycia ich poklasku. Podobnie się wypowiadali greccy komuniści. Chwalił zaś Paweł Kowal, za unormowanie stosunków z Ukrainą a i za mocny głos Sikorskiego w Berlinie.
W kraju się też okazuje, że w oczach opozycji niczego właściwie podczas tej prezydencji nie dokonaliśmy. Według profesor Staniszkis udało się wprawdzie dokończyć węgierską sprawę sześciopaku lecz partnerstwo wschodnie poniosło jej zdaniem porażkę a prezentowanie zgodnego z niemieckimi wypowiedziami stanowiska o federalizacji Unii oznacza wedle niej klęskę. Inni wyraziciele PiS powiadają, że w ogóle to niczego dla Polski przy okazji władania całą Unią nie załatwiono. Bo się przecież ma władzę aby z niej korzystać.
Prezes Kaczyński zaś przeszedł wczoraj do konkretów w sprawie Smoleńska. Tylko stuletni dąb by mógł według niego zniszczyć skrzydło uderzającego weń samolotu Tu 154. Ponad czterdziestocentymetrowa brzoza byłaby zdolna jedynie nim zachwiać. W tej sytuacji mamy oczywisty zamach Rosjan jako karę za skuteczność sprzedanych Gruzji naszych rakiet przeciwlotniczych Grom. Nie odnosi się do faktu, że dowódca lotnictwa biernie patrzył jak jego podwładni obniżają samolot z prezydentem i pasażerami na pokładzie poniżej dozwolonej wysokości, w dodatku we mgle uniemożliwiającej obserwację terenu.
“Nasza waluta jest jedną z najbardziej niedowartościowanych na świecie” [Miłosz Węglewski. Onet] wskutek czego mamy tak drogie paliwo a co za tym idzie koszta transportu i nadmierną inflację. Jeżeli się weźmie pod uwagę ceny koszyka podstawowych towarów i usług to kosztują nas one 64% tego co płacą Amerykanie i 55% wydatków ponoszonych na nie przez mieszkańców eurozony. Jeżeli odwrotność tych wielkości pomnożymy przez stosunek dochodów przeciętnego Amerykanina i Europejczyka do wynagrodzenia Polaka to otrzymamy najwyżej 3,1 złotego za dolara lub niespełna 4 za euro.
To dlaczego jest znacznie gorzej? I dlaczego wartość naszej waluty dalej spada, nawet wobec czeskiej korony czy forinta zamiast w dolarach i euro rosnąć do wartości racjonalnych?
Może dlatego, że nam… greccy komuniści opinię w świecie psują. Przecież rynek walut się kieruje subiektywnymi ocenami inwestorów.
