SLD eksploduje chyba od wewnątrz. Wiceprzewodnicząca partii według własnych słów ustąpiła Ryszardowi Kaliszowi swe prestiżowe, pierwsze miejsce na warszawskiej liście wyborczej z własnej woli i minę miała przy tym zdaniem prominentnego działacza partii dumną. Przewodniczący twierdzi, że zrobiła to w wyniku przeprowadzonej przezeń z nią rozmowy i minę miał przy wypowiadaniu tego głupią. Bo za takie gadanie jego zastępczyni mu przedtem zarzuciła kłamstwo [Polsat News]. Publicznie. I niewykluczone, że partię pani Wiceprzewodnicząca porzuci.
Plotki zaś medialne głoszą, że to sam Aleksander Kwaśniewski taką roszadę zarządził w wyniku której się SLD wypiął na wszelkie parytety, feminizmy czy zgoła aspiracje Partii Kobiet. Ale poważył się też na rzecz tytaniczną, odsunął z Warszawy do “wianuszka”, czyli jednego podwarszawskich, parafialnych okręgów wyborczych samego wiceprzewodniczącego swego ugrupowania. Pewnie dlatego, że się uporczywie w spódnicy pokazuje.
Wzorował się tu wyraźnie przewodniczący Napieralski na drugiej naszej lewicowej partii, Prawie i Sprawiedliwości. Tam to dla przykładu dla ewentualnych frondystów wyrzucono z organizacji samą Elżbietę Jakubiak, najpotężniejszą według swych słów osobę pośród sprawiedliwych [Wprost]. Przypisując sobie ową nadzwyczajną moc pani poseł się powołuje na stosowną wypowiedź a właściwie komplement Jarosława Kaczyńskiego. On to bowiem, przez wewnętrzny nakaz przymuszany do wyrzucenia kogoś w końcu, poważył się na rzecz tak straszliwą - ugodzenie w kobietę. I sam pani Elżbiecie o jej potędze oznajmił. W wyniku tego powstało kolejne ugrupowanie polityczne.
Tak to przeszliśmy do trzeciej naszej lewicowej ale równocześnie prawicowej a i wedle swoich przedstawicieli liberalnej partii, PJN. Stąd się już sama jej pani prezes osobiście wyrzuciła, oddając godności i przechodząc do Platformy. Jakby mniej brutalnie a bardziej pragmatycznie.
Rzecz ma w czysto lewicowych środowiskach uzasadnienie historyczne. Bo, jak pisał niegdyś mistrz Mrożek “było nie było, bęc babę w ryło”, opisując w ten sposób podstawową a niegdysiejszą zasadę sprawiedliwości ludowej. Od tego czasu się w naszej obyczajowości wiele zmieniło ale przecież nie w organizacjach politycznych, odwołujących się do proletariackich tradycji.
-Sprawiedliwość to wyłącznie miłość bliźniego, jawiona przez ludzi mądrych - zauważał Leibniz. Czyli, jak bije, to jednak nie kocha?