Łukaszenka wyprzedaje Białoruś Rosji - grzmi Wyborcza w artykule zatytułowanym “Mińsk na smyczy“. Nasz wschodni sąsiad nie może już w wyniku prześladowania opozycji liczyć na wsparcie Unii i MFW a jego gospodarka, wspierana drukowanymi pieniędzmi znalazła się w stanie kryzysu podobnego go greckiego. Jedynie Rosja jest jeszcze skłonna Mińsk kredytować pod warunkiem wszakże, że zostaną jej sprzedane rurociągi tranzytowe i wiodące zakłady przemysłowe. Zamiast więc sześciomiliardowego kredytu, o który zabiegał Łukaszenka otrzyma on trzy miliardy dolarów, w ratach a pozostałe trzy musi uzyskać poprzez prywatyzację “majątku narodowego”. To skłania naszą wiodącą gazetę do pełnego nagany tekstu, z którego wynika uzależnienie Białorusi od Rosji.
Polska również prywatyzuje. Dywidendy ze spółek skarbu państwa mają dać w tym roku jedynie 3,5 miliarda złotych, podczas kiedy w ubiegłym przyniosły 4,4 a jeszcze wcześniej 7,8 miliardów. Tutaj grzmi Money.pl. I profesor Marian Noga, zarzucając rządowi, że rezygnuje z dywidend na korzyść prywatyzacji, bo ta mu daje możliwość łatania dziury budżetowej a wydawanie dywidend musi być w budżecie planowane.
Obie wiadomości łączy niekłamany chyba wstręt do prywatyzacji. Zarówno Białoruś jak i Polska sprzedając państwowe aktywa odzyskują zamrożone w nich pieniądze. Oba więc państwa postępują racjonalnie. Różnica polega na tym, że Łukaszenka się odrazy do prywatyzowania wyzbył pod wpływem strachu o własną władzę, stojącą w obliczu gospodarczego załamania kraju a Polska to robi dla zlikwidowania skutków kryzysu, który pomyślnie przeszła. W wyniku tego Białoruś się dopiero może zacząć unowocześniać, mając przed sobą okres transformacji, jaki Polska przeżyła w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. My zaś dzięki konsekwentnemu prywatyzowaniu gospodarki dorobiliśmy się już takiego statusu, że nasz przedstawiciel ma realne szanse na objecie prezesury w Międzynarodowym Funduszu Walutowym.
Wszystkie społeczności świata prędzej czy później powtórzą to, czego dokonały wiodące państwa. Wszystkie w końcu osiągną materialny, społeczny i moralny postęp. Wiele tylko zrobi to później od innych płacąc za swe zapóźnienie cierpieniami swoich obywateli.
Ale, zapóźnienie w obecnym świecie coraz częściej ma ochotnicze podłoże. Opanowane przez demagogów czy wszelakich ekonomicznych cudotwórców społeczności ze strachu przed nieznanym oddają władzę filutom, obiecującym złote góry. Mądrzejącym z czasem albo i nie. Łukaszenka chyba należy do tych pierwszych i może mu będzie oszczędzony godny najprawdopodobniej pożałowania los Muammara al - Kaddafiego na przykład. Spodziewać się jednak zaniku demagogii jako sposobu uprawiania polityki nie należy.
Uczy nas tego Gazeta Wyborcza i Money.pl chociażby.